wtorek, 25 lipca 2017

Nie każdy wet to dobry wet

Dziś już znaczna większość zdaje sobie sprawę, że nie każdy weterynarz jest dobry. Niestety istnieją wciąż ludzie, którzy idą do najbliższego - bo blisko, bo tanio, bo skoro jest weterynarzem to się zna! Uważają go za świętość i są przekonani, że skoro siedzi w tym zawodzi to zna się absolutnie na wszystkim. Otóż nie, to tak nie działa. A przynajmniej byłabym szczęśliwa gdyby w ten sposób to funkcjonowało.

weterynarz pies
Photo by Austin Community College

Nie każdy lekarz posiada obszerną wiedzę. Nie każdy posiada jakąkolwiek.. Jednak są dwa rodzaje wetów: ci, którzy się do tego przyznają, oraz ci, którzy będą ślepo błądzić zapatrzonych w ich świętość ludzi. Lekarz weterynarii może mieć różne specjalizacje. Specjalizacja najbardziej  popularna to w chorobach u psów i kotów. Oprócz tego także są specjalizacje w innych dziedzinach - chorób zwierząt futerkowych, nieudomowionych, ptaków, ryb i tak dalej. Niestety mając taką rybkę nie wyleczymy ją u lekarza, który jedyną specjalizację jaką posiada to popularna - psów i kotów. Przecież to zupełnie inne zwierzę, inna anatomia, inne choroby. I w tym momencie prawdziwy weterynarz przyzna się, że nie ma wiedzy w tej dziedzinie, ewentualnie odeśle do kogoś, kogo zna w tej specjalizacji. A "weterynarz" zacznie leczyć na własną rękę absolutnie się na tym nie znając - mogąc pogorszyć sprawę. I to jest właśnie najbardziej kluczowe w tym poście.

Do tekstu tak naprawdę nakłoniły mnie moje doświadczenia i mam nadzieję, że chociaż kilka osób przejrzy dzięki temu na oczy. A w przyszłości zmieni się ta mentalność. 
Spotykam wetów i "wetów". Niestety przez jakiś okres czasu i ja korzystałam z takich usług. Chodziłam do weta, którego de facto mam najbliżej, bo byłam przekonana, że na zwierzętach się dobrze znają. Poza pojedynczymi opiniami cieszą się nią całkiem nieźle. Na początku byłam zachwycona podejściem do zwierząt i opieką. Jako, że marzy mi się od dzieciństwa ten kierunek nawet chciałam mieć tam praktyki. Niestety ekipa lekarzy się zmieniała i nie został nikt, do których chodziłam z moimi zwierzakami. No i w końcu było mi dane trafić na resztę pracujących tam weterynarzy..

Garfield

Dziś najbardziej przeraża mnie wciąż dobra opinia o tym miejscu. Przez myśl mi nieraz przechodziło "A może tylko moje zwierzęta tak traktują?". Jednak przeglądając opinię, natknęłam się właśnie na te wspomniane wcześniej pojedyncze osoby, które uważają tak samo jak ja. Czyli wniosek prosty. Większość ludzi uczęszczająca do tego miejsca jest przekonana, że oni robią co w swojej mocy, żeby zwierzaki ratować. Jednak prawda jest zupełnie inna. Przecież liczy się tylko pieniądz.
Przytoczę Wam kilka sytuacji z życia, może nie koniecznie z braku wiedzy, ale braku podejścia, które doświadczyły moje zwierzaki.

_________

 Sytuacja 1:
To chyba najbardziej absurdalna sytuacja i z punktu widzenia drugiej osoby ciężka, by w nią uwierzyć. Ja sama byłam w szoku. Mój kot, Garfield, miał wykonywany wtedy jakiś zabieg - bodajże kastrację. Po zabiegu kot do odbioru, jeszcze krótka rozmowa po - co i jak. I wtem na stole kot zrobił pod siebie. Nie, że ze złośliwości - kot jest mocno nauczony czystości i wie, że się robi tylko w kuwecie. Jednakże po zabiegu był bardzo osłabiony i po prostu popuścił. Co zrobił właściciel kliniki? Wziął kota - dosłownie jak szmatę i wytarł nim mocz - z wielkimi pretensjami, że się, cytuję: "zeszczał". Tę sytuację bardzo dobrze pamięta moja mama. 

Sytuacja 2:
Torres ma strasznie suchy nos, wręcz zrogowaciały. Nie, to nie jest normalne. Natomiast wet w tejże klinice, nie spoglądając nawet powiedział, że jest zdrowy. Gdy pojechałam do weta, któremu w 100% ufam wytłumaczył, jakie mogą być tego przyczyny i, że to wcale normalne nie jest. Dostałam nawet instrukcję jak mam w takim wypadku postępować.

Sytuacja 3:
Saphira miała podejrzenie złamania łapki jeszcze w tym roku. Mój wet pokierował mnie niestety właśnie do nich, ponieważ sam nie ma tego sprzętu. Pokazał mi wszystkie wytyczne, trik jak mam ją trzymać, żeby wszystko dobrze wyszło i żeby ona była spokojna. No to idziemy z mamą na miejsce - tym razem obsługuje nas właścicielka kliniki. Bardzo wypytuje o fretkę - widać, że doświadczenie w tym temacie mają znikome. Przekazałam jej wytyczne od mojego lekarza weterynarii, ale Pani na wstępnie wielce naburmuszona. W efekcie FRETKĘ trzymać musiały DWIE osoby, żeby wykonać RTG. Była zupełnie głucha na moje doświadczenie w tym temacie. W końcu co ja się mogę znać, jestem zwykłym szarym człowiekiem bez pojęcia, jeszcze najlepiej o gatunku, którego trzymam w domu. No i zaczęło się ustawianie. Wiecie co miałam zrobić? Ciągnąć za podejrzewaną złamaną łapkę. Tak. Ciągnąć. Męczyłyśmy się tam chyba z 15 minut. Zdjęcia RTG wykonała powalające, tak, że mój wet zastanawiał się co to to na zdjęciu jest, bo fretki ani trochę to nie przypominało. Wyglądało to jak fretka wczepioną w inną fretkę. Albo gorzej. Nadal zachowałam sobie gdzieś zdjęcie tego ustrojstwa na pamiątkę. Następnym razem dostałam skierowanie już na Mieszka i wszystko perfecto. Tę klinikę także polecam. :)

Torres

Sytuacja 4:
Tym razem nie moja, ale znajomej mojej mamy. Leczyli tam psa. Psa, który bardzo cierpiał i nie wiedzieli co mu jest. Dostawał masę leków, gdzie zaczynał już wypluwać własną wątrobę. Ale, ale! "Jeszcze do uratowania! Dej 'piniondz' na leczenie!" Efektem pies straszliwie cierpiał i właściciele czworonoga postanowili go uśpić bo nie widzieli sensu w męczeniu go dalej. Podjęli trudną, ale najlepszą dla niego decyzję.

Sytuacja 5:
Moim myszakom dobiegał żywot - zazwyczaj z powodu choroby. Podejmowałam decyzję o uśpieniu. Poszłam tu, bo w końcu to nie jest jakiś skomplikowany zabieg. Po prostu jeden, bezpowrotny zastrzyk.. Zawsze dając do uśpienia otrzymywałam myszaka, biegającego już w raju, w pudełku. Nie wiedziałam dokładnie jak wygląda ten proces. Byłam przekonana, że powoli zamyka oczka i odchodzi. Najzwyczajniej po prostu idzie spać.. Ale Pani wręczyła mi z powrotem przezroczyste pudełko (zawsze dostawałam z powrotem w kartonowym) z jeszcze żyjącymi myszami. Stałam w szoku i nie wiedziałam co mam robić. A w ułamkach sekund na moich oczach one zaczęły się wić i skręcać. No kur...de. Był to dla mnie ogromny szok, tym bardziej, że zapłakana już byłam przed faktem oddania ich w tym celu. Nie rozumiem zupełnie co tą "Panią" kierowało.

Sytuacja 6:
Tak więc jedyne co z kliniki korzystam to coroczne szczepienia, które nie wymagają wielkich umiejętności, żeby uniknąć jeżdżenia pół godziny drogi autem - tym bardziej, że jeden z psiaków nie da się zapakować do auta. Ale wracając do faktycznej historii. Wybraliśmy się ostatnio z Garfieldem, Rustym i Torresem na szczepienia. Garfield wyłysiał i jak się okazało ma też pchły. W dodatku macając go wyczułam jakieś niepokojące mnie jednostronne zgrubienie na brzuchu. Kot standardowo w tej klinice panicznie chowa się w transporterze nie chcąc wyjść. Ale, jako, że to przy okazji to zwróciłam uwagę na fakt, że zwisa mu to zgrubienie. Usłyszałam tylko, że to pewnie przez pchły, ale żeby dotknąć i się przyjrzeć dokładnie to nie ma komu. I w takich chwilach cieszę się, że mam weta, na którego naprawdę mogę liczyć. A co powie przeciętny Kowalski? "Ma Pani rację! Tak, tak! To na pewno od tego, w końcu przecież ma pchły".

Tych sytuacji było znacznie więcej i nie tylko w jednej klinice. Ale to chyba te najbardziej absurdalne, których z pamięci wymazać nie umiem.
_____________

Ucząc się na kierunku weterynaryjnym nie wyobrażam sobie wprowadzać moich klientów w błąd. Po co to robić? Wiadomo, że prawda jest nieraz okrutna, ale lepsze to niż bezcelowe męczenie zwierzęcia. Przyznam, że i ja nie mam nerwów ze stali, a każdy ból mojego zwierzaka odczuwam razem z nim. Nie raz zdarzało mi się płakać. Ale jako zaletę w sobie uważam właśnie szczerość, nawet jeśli i mnie boli. Jaka by więc prawda nie była - trzeba ją głosić. A jeśli się na czymś nie znam, dlaczego mam fałszywie stwierdzać czy powielać mity, skoro są inni, którzy mają wyrobioną specjalizację w danym zakresie i mogę ich do nich pokierować? Bardzo mało jest wetów, którzy naprawdę znają się na wszystkim. Ich jest zaledwie garstka. Warto jest mieć kilku specjalizujących się w różnych działach.

Pamiętajcie, by zawsze zachować ostrożność. Jeśli cokolwiek Was niepokoi i zamykajcie się na jednego weta. Najlepiej skonsultować to z paroma. Warto spojrzeć na opinię, choć jak widać po przykładzie wyżej nie zawsze! Ten weterynarz może wcale nie chcieć dobra Waszego zwierzaka, a własnego portfela.


Saphira

 A jeśli jesteś z Poznania bądź okolic  i masz podobne doświadczenia to polecam klinikę Arka Noego w Kamionkach. Lekarz to prawdziwy skarb i ma naprawdę ogromną wiedzę. Podjął się nawet operacji wycięcia guza rakowego u mojej myszy. Zna się na fretkach, więc od czasu kiedy mam fretki właśnie do niego jeżdżę. I nie wyobrażam już sobie nikogo innego na to miejsce. Ludzie przyjeżdżają do niego nawet z drugiego końca Polski.

______

A czy Was spotkały jakieś absurdalne sytuacje związane z weterynarzami? Podzielcie się swoją historią w komentarzu. :)


48 komentarzy:

  1. Szkoda ze mało właśnie jest rakich ludzi z powołania Ci ktorzy znają sie 😢 Ale są i tacy którzy uratują maszych pupilow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście są i szanują nas i naszych pupili. :)

      Usuń
  2. mnie życie nauczyło że winni jesteśmy naszym zwierzakom wiedzę weterynaryjną im większa tym lepiej. Miałam nieszczęście uśpić kota poszłam bo najbilżej było wiedziałam że dłuższe zwlekanie to znęcanie się nad istotą która już nie chce żyć, decyzja jaką musiała podjąć należy do najcieższych jakie podjąć może właściciel, uświadomiła mi dobitnie jaka odpowiedzialnością jest zwierze, ale wracając do tematu.
    Wiesz idąc do weta wiadomo że ma wiedze (no chyba że kupił dyplom) jednak podejście do pacjenta i właściciela zwierzaka to sprawa bezcenna. Weterynarz u którego byłam to stary skacowany dziad cieszący sę popularnością kota mojego uśpił w taki sposób że nie zapomnę tego nigdy! Oszczędzę opisów ale w szoku jestem że coś takiego może mieć miejsce, po prosu skandal! Ludzi za idiotów zwierzęta już nie wiem za co... płakałyśmy z babką z fundacji.... była u niego i jaki finał sprawy? Dzwoni konował do drugiego weta z awantura jak śmie ludzi weterynarii uczyć. Odradzam tego dziada!
    Na szczęśceie znalazłam weta naprawde z powołania - jechałam taksówką z psem do niego.... pozwolił mi być przy wszystkim, tłumaczył mówił cierpliwie odpowiadał na pytania.... wspaniały człowiek młody i oby sie nie zmanierował

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie nie koniecznie wiedzę ma. To jest temat główny postu. Jednakże podejście nie wyklucza braku wiedzy. Rozmawiając z moim zaufanym weterynarzem o moich planach zawodowych, a konkretniej o szkole, odradzał mi jedną. Co wystarczy tam robić? Podpisać obecność na zajęciach i można wyjść. Także jak widać dyplom można nawet "kupić". Spotkałam też raz weterynarza na emeryturze i on był wielkim fanem medycyny naturalnej u zwierząt. Próbował wmówić mi, że leczyć fretki powinno się herbatą (bo jest ona taka niesamowita!), a dla ścisłości - herbata dla fretek to trucizna. A co do Twojego weterynarza to tak jakbym czytała o swoim. Dobrze, że jest takich więcej! To się ceni. :)

      Usuń
    2. a co to za szkoła? Studia? Przecież na egzaminie trzeba sie wiedzą wykazać, prace napisać obronić...

      Usuń
    3. No niestety w dzisiejszych czasach siła pieniądza działa cuda. Zresztą w klinice nie pracują tylko ludzie po studiach, ale widzę, że technicy nieraz wykazują się większą wiedzą i podejściem do zwierząt niż ci z tytułem. Co do samej wiedzy to nie mam na myśli absolutnego jego braku. Mam na myśli to, że na studiach wyrabia się konkretną specjalizację - np. specjalizacja w zwierzętach futerkowych, zwierzętach nieudomowionych, i tak dalej i dalej. Niektórzy mają tylko specjalizacje w chorobach psów i kotów, ale niestety próbują "znać" się też na innych zwierzętach - przez co mogą tylko im zaszkodzić - właśnie tu mój tekst do odsyłaniu do innych weterynarzy. Nie na wszystkim musimy się znać, ale grunt to się do tego przyznać. A to żaden wstyd. Więc przykładowo - u takiego lekarza od specjalizacji wyłącznie chorób u psów i kotów nie powinnam leczyć ptaka - bo to zupełnie inne zwierzę, inna anatomia, itd. Ale są tacy weterynarze, którzy ślepo wierzą, że metodami, którymi leczą psa czy kota uda im się takiego ptaka wyleczyć. O, i w tym ten problem.

      Usuń
    4. Lekarz to odpowiedzialny zawód i niestety nie każdy sie do niego nadaje. Serce dla zwierząt jako motywacja do bycia weterynarzem - tego pytania ponoć nie zadaje sie lekarzowi, ponoć często ludzie o to pytają. Ważne by sie rozwijać umieć łaczyć fakty i trafnie dobierać rozwiązania.

      Usuń
  3. Bardzo dobrze że mówisz jak jest :) Ja na szczęście od kilku lat mam już sprawdzonego specjalistę do którego chodzę z psią córką :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja psinka też kiedyś strasznie cierpiała, ale na szczęście znaleźliśmy od razu weterynarza, który podszedł do tematu empatycznie. Zalecił badania, bo nie był pewny, a później wystawił diagnozę i odpowiednie leczenie, którym trafił w dziesiątkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszy mnie fakt, że coraz więcej słyszę o takich weterynarzach. :)

      Usuń
  5. Od latvjuz nie mam zwierzaka. Jednak swego czasu nie doświadczyłam takich przygód. Miałam sprawdzonego weterynarza. Przemiłego Pana, który zwierzakami zajmował sie z pasją, a nie z przykrego obowiązku. Przykre jest to, co piszesz i szkoda, że prawdziwe.

    Ps. W sytuacji 4. Masz napisane, że znajomi postanowili upić psa. Jakaś literówka się wkradła.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie literówka, to celowy zabieg. "Piniondz" tak dziś w internetach wyraża się "Januszy". :)

      Usuń
    2. Ten "Piniondz" w zupełności rozumiem. Miałam na myśli, że znajomi postanowili "Upić psa", pomyślałam, że ma być "uśpić psa". Ale może tak też sie mówi 😊

      Usuń
    3. A to przeoczyłam. Poprawne polskie słowo - nie podkreśla. Dzięki. :)

      Usuń
  6. Zgadzam się , bardzo trudno znaleźć dobrego weterynarza dla swojego pupila, na szczęście jeśli się zdecyduję kiedyś na pieska to mam sprawdzone namiary na dobrego specjalistę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety.. Ale wnioskując po komentarzach, na szczęście jak się okazuje jest ich całkiem wiele. :)

      Usuń
  7. Niestety temat rzeka. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w moim mieście nie ma super weta. Jest parę takich, do których bym poszła w zależności od problemu, bo albo dobry diagnosta, albo z podejściem do psów, albo odpowiedni sprzęt. W jednym miejscu tego nie napotkam. Ale wszyscy twierdzą zgodnie że royal jest najlepszy, że surowe mięso to zło, a karma przede wszystkim. No i jak tu ufać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to to. No i zdecydowanie jest tak jak piszesz. Na początku karmiłam fretkę resztką karmy, którą dostałam po poprzednich właścicielach to mój wet stanowczo powiedział by wolał, żebym karmiła je mięsem. I chwała mu za to. Także diagnostyka, podejście i wiedza w jednym miejscu. Gorzej ze sprzętem (choćby powyższa historia z RTG), ale to akurat mimo wszystko najmniejszy problem z wymienionych.

      Usuń
  8. Bardzo mi przykro, że zdarzyli Ci się tacy weterynarze:/ Mnie również nie ominęła przykra przygoda, gdy raz poszłam z psem. W końcu udało mi się znaleźć weterynarza, który żył zwierzętami, był wrażliwy, miły i dociekliwy i nawet mogłam do niego zadzwonić i przez telefon zadać pytanie i dostać wyczerpujące i trafne odpowiedzi. Do dzisiaj jest to dla mnie wzór fachowca w swojej dziedzinie. Zawsze w jego niewielkim gabinecie byli klienci. Bardzo miło i profesjonalnie traktował małych
    pacjentów. Jednemu z moich psów podarował kilka dodatkowych lat życia. Kiedy był czas się z psiną pożegnać, to właśnie powiedział, że on by mógł przedłużać, ale zwierzę będzie się męczyć. Wiesz jak to jest, że człowiek chce jeszcze za wszelką cenę coś zrobić? Więc ów wet mógł bez przeszkód wykorzystywać ból i pragnienie uzdrowienia pieska, ale nie zrobił tego i był szczery.

    Nie wyobrażam sobie, jak wet mógł tak z kotem postąpić. Choćby nawet biedak nie był po kastracji i choćby mu zasikał cały gabinet, to usprawiedliwienia nie ma.

    Co do myszki, to jest to okrutne:/ Nie wiem, jakim człowiekiem trzeba być, żeby tak potraktować uczucia drugiej osoby.

    Życzę zdrowia Twoim zwierzaczkom, a Tobie ślę buziaki!:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak już pisałam wyżej - cieszę się, bo okazuje się, że jest więcej takich dobrych weterynarzy z sercem. Właśnie taki powinien być wet. Mieć serce do zwierząt i wzbudzać nasze zaufanie. Z tym przedłużaniem życia jest tak jak mówisz, ale właśnie dużo tu zależy od samych właścicieli. Muszą znać rokowania i wiedzieć, że pies niekoniecznie będzie zdrów i, że cierpiał. A czy tak powinno wyglądać jego życie? Ja szczerze powiedziawszy na pewno będę płakać w takich momentach - jak nie w klinice to w domu. Bolą mnie takie wiadomości, ale jeszcze bardziej chcę je ratować, kiedy coś im dolega. Co do kota to ja też niezupełnie rozumiem tego zachowania. Przecież w gabinetach mają ręczniki papierowe. Ewidentnie ten weterynarz miał coś zły dzień. Dziękuję za wsparcie. Pozdrawiam i buziaki ślę również! :)

      Usuń
  9. zgadzam się w 100% z tym co piszesz...są weterynarze i "weterynarze"...;( Przypadki, które opisałaś są przerażające...;( Mój mąż był ostatnio z naszym jackiem na szczepionce i obcięciu pazurków i mówił mi,że wet był na 100% pod wpływem promili, bo zalatywało od niego strasznie...w dodatku z głupkowatym uśmiechem. I pomyślec,że ten człowiek robi zabiegi kastracji, operacje...wiem już, że więcej do niego nie pójdziemy z naszym psiakiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przerażające, tak jak zdarzają się takie przypadki u ludzi. Dokładnie tak jak piszesz - I weź teraz wybierz się na zabieg.. Tylko właśnie straszne to, że ludzie zapewne chodzą tam ze swoimi zwierzakami - no jakoś się utrzymuje i ufają mu. Dlatego po chichu wierzę, że kiedyś się to zmieni - u psów jak i ludzi. Choć szanse nikłe.

      Usuń
  10. Chodzę do lekarza tylko jeśli ma dobre opinie i tak samo postępuję z wetami. Na szczęście nie mam z nimi dużego doświadczenia. Wet moich kotów jest uprzejmy i widać, że lubi zwierzęta. Poleciła mi go koleżanka - wyleczył jej psa po jednej wizycie, kiedy inna lekarka próbowała tygodniami. Kiedy królik koleżanki zachorował, odesłał ją do swojego kolegi, mówiąc, że jest lepszym specjalistą. Moja ciotka słyszała, że, jak się wyraziła, "prawie płacze nad tymi zwierzętami". Moje koty na szczęście dużo nie chorowały, ale gość wydaje się być w porządku. Ze śmiesznych historii: kiedyś byłam w przychodni ze szczurem i pani wet bała się go. Zapytała, czy jej nie ugryzie. (Szczur wyjątkowy pieszczoch i wcielenie łagodności.) Ostat nio też było mi przykro, bo kot zachorował w niedzielę wieczorem. Pojechaliśmy do przychodni całodobowej, zapłaciliśmy kosmiczną kwotę za wizytę (rozumiem, że niedziela) i "żebym się nie męczyła z podaniem tabletek" w następnych dniach, miałam przyjeżdżać na zastrzyki (przez całe miasto). Do tego uznał, że mój kot potrzebuje behawiorysty, bo się wyrywał przy pierwszym w życiu mierzeniu temperatury i pobieraniu krwi. (Na ścianie wisi reklama takich usług). Następnego dnia mój wet dał mi tabletki i nie miałam problemu z podaniem kotu, mimo, że robiłam to pierwszy raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie o to chodzi - odsyłać do kogoś kto się zna. No i fakt, trochę śmieszne, że ktoś kto pracuje w klinice boi się takich zwierząt. U mnie była podobna sytuacja kiedyś - mój szczur dostał pcheł od kota. Poszłam i Pani wyraźnie też obrzydzona. Nawet go w ręce nie wzięła tylko zaczęła mi pryskać go w pudełku, gdzie popadnie, a szczur był wyraźnie zdezorientowany. Kilka godzin później odszedł, więc sądzę, że użyła coś nieprzeznaczonego dla nich. Co do kosmicznych kwot to słyszałam, że w Poznaniu też tak jest w weekend w dobrej klinice - ale tam faktycznie mają sprzęty, a klinika wygląda jak klinika lekarska. A z tym behawiorystą to cóż, widocznie trafiały mu się same "ułożone" zwierzęta. Ja spotykam się normalnie z tym w życiu czekając w kolejkach, że psy się wyrywają czy wręcz zapierają by nie wejść do gabinetu - ale przecież to nie problem behawiorystyczny tylko fakt, że wyrażają emocje, a w tym wypadku - boją się czegoś. Tak jak ludzie. Także zwyczajny absurd - oby mniej takich! :)

      Usuń
    2. Serdecznie współczuję historii ze szczurem. Trudno pogodzić się, że zwierzę umiera z błahego powodu, przez czyjąś niekompetencję. :( Mnie podobne historia z gryzieniem przydarzyła się kolejny raz, wiele lat później. Jak syn miał ze 3-4 lata, zabrałam go na przegląd zębów do kliniki stomatologicznej. Pani pedodontka (stomatolog dziecięcy) bała się włożyć mu palce do ust i też zapytała, czy ją ugryzie. Tylko przy szczurze miałam pewność. ;)

      Usuń
  11. My mamy swojego ulubionego weterynarza. Chodzimy do niego od lat i ufam mu bezgranicznie. Na początku też trafiliśmy na pseudoweterynarzy ale w końcu udało nam sie trafić na tego odpowiedniego.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobry wet jest tak samo ważny jak dobry internista. 😉

    OdpowiedzUsuń
  13. Ze swoim psiakiem chodziliśmy do kilku weterynarzy. Najczęściej do tego, który był najbliżej. Okazało się, że ten najbliższy okazał się też najlepszy. Teraz mieszkamy nieco dalej, ale też jeździmy do tego samego. Jeśli się nie obrazisz, to polecę tutaj gabinet Veticor przy ul. Pszona w Krakowie. Podejście do zwierząt mają takie, jakiego należy oczekiwać od miłośników zwierząt. Pewnie, że czasem muszą pieska ukłuć, albo zrobić coś nieprzyjemnego, ale robią to tak szybko i tak bezboleśnie jak to tylko możliwe. Co jest dla mnie najważniejsze - rozmawiają z właścicielem. Nie ma takiej sytuacji, że robią coś zwierzęciu, ale nie mówią co się dzieje, a spotkałem się z tym w innych gabinetach. Druga sprawa to badanie ogólne. Nieważne z czym się zwracamy, piesek zawsze jest badany - oczy, uszy, waga, temperatura itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście z tyn najbliższym to w moim tekście bardziej użyty do przenośni. Nie mam absolutnie na myśli, że każdy najbliższy wet jest zły, tylko co zazwyczaj ludźmi z taką mentalnością kieruje. Polecenia jak najbardziej, może komuś się ta informacja przyda - a tutaj właśnie chodzi by polecać sprawdzonych. :) Brak rozmowy z właścicielem to najgorsze - bo tak naprawdę mogą robić wszystko za naszymi plecami. Tylko, że tutaj też wina właścicieli bo nieraz sami powinni się tym zainteresować, ale "Wet się zna, a co się będę wtrącał". Potem tak to niestety jest.

      Usuń
  14. Niestety u nas zawsze w domu były zwierzęta, więc nie raz spotkaliśmy się z weterynarzami - naciągaczami dosłownie. Mieliśmy pieska, śliczną suczkę foxterierkę. Nie była stara, ale coś zaczęło się z nią dziać dziwnego. No to do weterynarza. Leki, badania (w tym dwa USG), oczywiście majątek na to poszedł bo to trwało ze 3 tygodnie z wizytami codziennie praktycznie. A pies czuł się co raz gorzej. W efekcie wet stwierdził że ją otworzy i zobaczy co się dzieje. Okazało si, że miała gigantycznego guza chyba na trzustce. Pies nie do uratowania. Nie wierzę, że nie widzieli tego na USG...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, jeśli wcześnie by to wykryli być może byłaby jeszcze szansa na uratowanie psiaka - choć nowotwory to najgorsze co może spotkać naszych przyjaciół i nas. :/ Przykro mi, że tak skończyła się Wasza historia.

      Usuń
  15. To przykre, że ktoś taki nazywa się specjalistą.
    Ja jestem z Poznania i mam to szczęście, że od początku trafiłam na wspaniałą profesjonalistkę z ogromem wiedzy i empatii. Dlatego też polecam wszystkim Kociaka na Chwaliszewie!

    OdpowiedzUsuń
  16. Dla niektórych bycie wspaniałym człowiekiem, a przede wszystkim najlepszym weterynarzem w danej miejscowości, to na pewno największe spełnienie wszelkich marzeń. Jednak to okrutnie boli, kiedy trzeba uśpić zwierzę, które tak naprawdę tylko straszliwie się męczy i nie ma dla niego już żadnego ratunku.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawy temat poruszasz. Sama mam bardzo różne doświadczenia z weterynarzami , teraz korzystam z usług takiego wyspecjalizowanego w rasie i jestem bardzo zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Lekarz to jeden z zawodów, które powinny wykonywać tylko osoby z powołaniem. Jednak zdarza się niestety inaczej. Na swoje szczęście, zawsze trafiam na profesjonalistów.

    OdpowiedzUsuń
  19. Okropne te opisane przez Ciebie sytuacje, aż ciężko uwierzyć! Współczuję!

    OdpowiedzUsuń
  20. Raz miałam taką sytuację, że mój psiak na coś chorował. Więc, popędziłam do najbliższego weterynarza. Facet przepisał jakieś tam tabletki, po których mój pupil osowiał i nie czuł się za dobrze. Kiedy zgłosiłam to weterynarzowi, zalecił mu zwiększenie dawki w takim razie. Powiem tyle: gdybym nie zmieniła weterynarza w czas, mój piesiek już dawno pożegnałby się z życiem. Niestety, takie sytuacje jak wyżej zdarzają się. :( Tak samo jest przy lekarzach dla ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  21. To przerażające, ale będąc ludźmi tez nie wiemy na jakiego lekarza możemy trafić.....

    OdpowiedzUsuń
  22. Rety, ta historia z wytarciem kotem siusiu mnie zdumiała, ja bym chyba nie była w stanie patrzeć na to spokojnie, nabluzgałabym takiemu wetowi prosto w twarz :-(

    Ja na szczęście - odpukać - na jakiegoś skandalicznego weta dotychczas nie natrafiłam. Raz trafiłam tylko na weta, który naciągnął mnie na podanie szczepionki czteroskładnikowej (dodatkowo chroniącej przed chlamydiozą), zamiast tej, co zawsze biorę, trójskładnikowej dla dorosłego, wtedy trzyletniego kota. Kot po tej szczepionce bardzo źle się czuł przez tydzień (ciągle spał, bardzo mało jadł, gdy wracałam do domu to przestał przybiegać i witać), a potem zaczął chudnąć. Poszłam do innego weta, kazał podawać środek na wzmocnienie odporności, trzy razy poszłam też do niego na zastrzyk (już nie pamiętam, co to było za lekarstwo) i problem na szczęście zniknął. U tego drugiego weta dowiedziałam się, że ta szczepionka 4 składnikowa podana została niepotrzebnie, bo zazwyczaj podaje ją się nieodpornym jeszcze kociętom, a nie dorosłym kotom, u których w dodatku często po jej podaniu pojawiają się powikłania - poza tym mój kot jest niewychodzący, a ją się zaleca kotom wychodzącym, wolnożyjącym, w schroniskach i dużych skupiskach zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
  23. Bardzo dobrze, że o tym piszesz. Psiaki i wszystkie zwierzaki również potrzebują rzetelnej wiedzy lekarza! :)

    OdpowiedzUsuń
  24. ja naszczescie dla moich psiakow mam suoer weterynarza 😚

    OdpowiedzUsuń
  25. Cóż, aż za dużo mam takich historii... obecnie walczymy o życie naszej 9.5 letniej suczki, która zmaga się z prawdopodobnie nieuleczalna choroba. Jeździmy z nią do innego miasta (godzina drogi autem), bo w okolicy nie umieli jej nawet zdiagnozować :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi.. :( Godzina drogi, a pomyśleć, że nieraz liczą się minuty. Szkoda, że nie macie nic na miejscu. Przykre realia.

      Usuń
  26. Sama chcę zostać weterynarzem w przyszłości i będę nim na pewno z sercem i konkretną specjalizacją. A mówiąc już o wetach... Mam w domu świnkę morską. Jest to zwierzę ,,małe futerkowe", ale i zalicza się do ,,zwierząt egzotycznych". W moim małym miasteczku są dwa gabinety weterynaryjne. Jeden z nich - typowo psy i koty. Byłam tam, kiedy moja świnka miała duży kołtun sierści i nie potrafiłam tego obciąć. Ogólnie pracują tam pan i pani. Są nawet małżeństwem. O ile pan jest bardzo dobrym człowiekiem i delikatnym to jego żona już nie. Miała do mnie pretensje, że nie potrafię mojej świnki jej przytrzymać, po czym sama go wzięła, przycisnęła mocno do stołu i obcinała mu ten kołtun. Piszczał strasznie, bał się nożyczek. Już miałam ochotę powiedzieć ,,I ty babsztylu jesteś weterynarzem?", ale się powstrzymałam i nigdy tam już nie pójdę, nawet choćbym miała kiedyś psa albo kota. Drugi gabinet natomiast to świątynia dla zwierząt :D Pracują tam ludzie, których śmiało mogę nazwać aniołami na ziemi. Mają tak wielkie serce... Zawsze chodzę do nich z moją świnką i serce mi się cieszy kiedy widzę radość tych ludzi, że prosiaczek znowu u nich zawitał. Już nawet pamiętają jego imię i zawsze go miziają :D Są tak na prawdę od wszystkich zwierząt i to właśnie do nich co róż witają ,,niecodzienni" pacjenci, jak np. jaszczurki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie "babka" podejście ma "rewelacyjne". Zwierzęta przecież wyczuwają emocje i tylko dodatkowo bardziej się stresują. Jestem ciekawa w jaki sposób postępuje, kiedy trafi na nerwowego czy agresywnego psa. W naszym przypadku Shaun-fretka czasem wydziera się jakby go żywcem ze skóry obdzierali, jak jesteśmy w gabinecie to zawsze próbuje uciec, ale tak naprawdę nasz weterynarz ma super podejście. Tylko, że trafił mi się mały panikarz.

      Usuń
  27. Każdy lekarz obojętnie czy "ludzki" czy weterynarz powinien być empatyczny.Niestety tak jak niektórzy ludzie to podłe bestie, tak i wsród lekarzy znajdują się wyrachowane osoby.

    OdpowiedzUsuń
  28. Jutro jadę z mężem odrobaczyć naszego małego kotka pierwszy raz do randomowego weterynarza. Mam nadzieję że się nie pomylą i nasz kitku wyjdzie bez szwanku ;D ;)

    OdpowiedzUsuń


Dziękuję za poświęcony czas na moim blogu. Jeśli podoba Ci się tu, zostań ze mną na dłużej. Jesteś moją motywacją! :)

Proszę, nie umieszczaj linków. To równoznaczne ze spamem. Takie komentarze będą usuwane, mój blog nie jest miejscem na Twoją reklamę.

Pozdrawiam i miłego dnia! :)